Wsparcie dla mediów Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Postaw nam kawę za naszą pracę - KAWA :) 

Prof. Malinowski: tylko zmiany systemowe uratują nas przed katastrofą

Prof. Szymon Malinowski podkreśla, że bez zmian systemowych walka z klimatem jest niewystarczająca.
Reklama

Osobiste postawy wobec zmian klimatycznych i prywatne działania podejmowane w związku z nimi świadczą o świadomości danej osoby i gotowości do zmian na większą skalę, jednak same wiele nie zmienią. Potrzebne są regulacje i zasadnicze zmiany na wyższym szczeblu. Bez zmian systemowych nie przetrwamy – uważa klimatolog prof. Szymon Malinowski.

Od kilku tygodni na południu Europy panują upały. W Chinach, Indiach czy na Karaibach padają historyczne rekordy temperatur powietrza i wody. Wszystko to są namacalne efekty zmiany klimatu, do której w prowadzą wprost ogromne emisje gazów cieplarnianych generowane przez działalność człowieka.

Mamy potencjał, mamy odpowiednie technologie. Nie mamy tylko rozwiązań społeczno-gospodarczych, które odpowiedziałby na sytuację i umożliwiły wdrożenie działań. I to jest bardzo duży problem

Choć w Polsce zmiany klimatu są odczuwalne w mniejszym stopniu, niż w wielu innych rejonach – to także nasz kraj jest przez nie dotknięty. Średnie temperatury są wyższe, pokrywa śnieżna zimą zmniejsza się, maleją zasoby wodne. Jednocześnie zwiększa się intensywność opadów nawalnych, co prowadzi do częstszych podtopień i powodzi. „Z niedawnego raportu IMGW wynika, że poziom morza w Świnoujściu od 1950 r. wzrósł o 15 cm, we Władysławowie – o blisko 20 cm. Te wzrosty będą przyspieszać – opowiada w rozmowie z PAP prof. Malinowski – klimatolog i fizyk atmosfery z Uniwersytetu Warszawskiego, przewodniczący Komitetu Problemowego ds. Kryzysu Klimatycznego Polskiej Akademii Nauk. – Według scenariuszy Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) w zależności od poziomu emisji gazów cieplarnianych poziom mórz do 2100 r. wzrośnie od 0,5 do 1,5 m. Tak duży skok oznacza gwałtowne nasilenie się zjawisk ekstremalnych związanych z zalewaniem wybrzeży. Żadna nasza infrastruktura nie jest na to przygotowywana i nie da się jej na to przygotować na całej długości wybrzeży”.

Profesor ocenia stan klimatu jako krytyczny i mówi, że jedynym sposobem na zatrzymanie sytuacji jest drastyczne ograniczenie emisji gazów cieplarnianych.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

„Podejmowane teraz kroki są mało skuteczne. Do tego za mało o tym wszystkim jako społeczeństwo mówimy – zauważa. – W tym momencie o wysokich emisjach wspominamy tylko w kontekście energetyki, czasami rolnictwa – i to jest kres naszych zainteresowań. A ponieważ o skutkach zmiany klimatu się nie mówi, to jako społeczeństwo nie mamy dostatecznej świadomości, żeby chcieć podjąć jakieś działania”.

Działania te, jak wyjaśnia naukowiec, wbrew pozorom nie muszą się wiązać z wielkim wyrzeczeniami i poświęceniami. Chodzi raczej o zmianę niektórych przyzwyczajeń. „I co bardzo ważne – zmiany te w znacznie mniejszym stopniu dotknęłyby zwykłych obywateli niż najbogatszych. Taka zmiana jak podatek węglowy czy środowiskowy – przy odpowiednich osłonach – najmocniej dotknęłaby kilku procent najbogatszych ludzi na świecie oraz najbogatszych korporacji. Bo to oni, ten ułamek populacji, odpowiadają za połowę emisji CO2 i innych gazów cieplarnianych do atmosfery” – podkreślił.

„Mamy potencjał, mamy odpowiednie technologie. Nie mamy tylko rozwiązań społeczno-gospodarczych, które odpowiedziałby na sytuację i umożliwiły wdrożenie działań. I to jest bardzo duży problem” – ocenił.

W ten sposób, zdaniem eksperta, nie uda się zbyt wiele zmienić. „Międzynarodowy Fundusz Walutowy podaje, że dopłaty do paliw kopalnych wynoszą już ok. 7 proc. produktu globalnego brutto. Naukowcy od lat apelują, żeby rządy i banki coś z tym zrobiły, bo to od nich zależą zmiany regulacyjne – czyli jedyny rodzaj działań, który może przynieść faktyczne rezultaty” – podkreśla prof. Malinowski.

„Inaczej, niż poprzez odgórne zmiany systemowe, nie damy rady jako ludzkość przetrwać – mówi naukowiec. – Nie możemy liczyć w oczywisty sposób liczyć np. na masowe schładzanie się klimatyzatorami, jak podczas mistrzostw w Katarze, ponieważ nie wiemy, jak technologie sprawdzą się w przypadku ciągłego działania w bardzo wysokich temperaturach. Poza tym bardzo realna jest sytuacja, w której nie będziemy mieli zasobów energetycznych, które pozwolą zasilić systemy chłodzące. Poważniej mówiąc: najtańsze rozwiązania geoinżynieryjne mają bardzo wiele groźnych skutków ubocznych. Pamietajmy też, że cała infrastruktura stworzona przez człowieka – energetyczna, transportowa, wodno-kanalizacyjna itp – także nie jest przygotowana do funkcjonowania w coraz bardziej ekstremalnych warunkach”.

Profesor ocenia, że w całej gospodarce należy wprowadzić regulacje, dzięki którym inwestorzy i producenci będą respektować zależności przyrodnicze, od których zależy przyszłość wszystkich ludzi. „Obecnie nasz system społeczno-ekonomiczny w żadnym stopniu tego nie uwzględnia. Dopóki człowiek był niewielką częścią świata przyrody, wszystko jakoś funkcjonowało. Ale w momencie, gdy przekształciliśmy 70 proc. powierzchni lądów, gdy masa wszystkich wytworów człowieka jest większa niż masa wszystkich wytworów natury, gdy zmieniliśmy skład atmosfery na tak wielką skalę poprzez spalanie węgla, gdy generujemy coraz więcej nowych substancji, nad którymi zupełnie nie panujemy, nie dziwmy się, że na świecie dzieją się złe rzeczy” – mówi.

Jak mówi klimatolog, „po 20 latach badania zjawisk związanych ze zmianami klimatu wiemy, że jesteśmy o wiele bliżej granicy przetrwania, niż nam się te 20 lat temu wydawało”.

Nawet w kontekście wyborów i oddawania głosu na konkretną opcję nie słychać rozważań nad tym, jak dana partia lub konkretny polityk podchodzi do zmian klimatu

Bardzo wyraźnie widać to, kiedy przegląda się coroczne raporty Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC). Wymieniono w nich szereg punktów krytycznych w systemie klimatycznym. W starszych raportach ich możliwe przekroczenie prognozowano w znacznie wyższych temperaturach, niż w każdym kolejnym.

„Tylko działania systemowe, polityczno-gospodarcze, są stanie zatrzymać przekroczenie niebezpiecznych granic – podkreśla prof. Malinowski, zastrzegając, że polityka jest zależna od ludzi. Jego zdaniem poza politykami ogromna jest teraz rola badaczy nie tylko klimatu, ale i systemów społecznych: socjologów, psychologów społecznych czy politologów. To oni mogą wskazać, w jaki sposób uruchomić korzystne zmiany tak, aby pokonać opór społeczny. „Liczne zespoły naukowców już nad tym pracują. Także na UW powołano niedawno Centrum Badania Ryzyka Systemowego, gdzie w interdyscyplinarnych grupach próbujemy zrozumieć te procesy po to, żeby uchronić się przed najgorszymi scenariuszami” – wspomina.

Wcześniejsze doświadczenia pokazują, iż szybkie zmiany – nawet duże, są możliwe. Trzeba tylko wiedzieć, jak je wprowadzać. „Często jest tak, że zmiany, przed którymi jest bardzo duży opór społeczny, okazują się finalnie kompletnie bezproblemowe. Przykładem jest zakaz palenia tytoniu w miejscach publicznych. Opór był niewiarygodny: mieli upaść restauratorzy, rolnicy, turystyka, miały upaść tysiące firm; uważano, że to zamach na wolność jednostki. I choć było to stosunkowo niedawno, to już o tych obawach nie pamiętamy. Wszystko udało się wprowadzić płynnie” – mówi.

„Po pierwsze – ważna jest więc gotowość społeczeństwa do tego, żeby zmiany zaakceptować. Po drugie – mądre regulacje, które pozwolą je wdrożyć” – dodaje.

Zdaniem prof. Malinowskiego niepokojące jest to, że nawet w kontekście wyborów i oddawania głosu na konkretną opcję nie słychać rozważań nad tym, jak dana partia lub konkretny polityk podchodzi do zmian klimatu. „Rozważamy najróżniejsze aspekty programowe, emocjonujemy się wieloma kwestiami, w tym animozjami personalnymi, ale prawie nikt nie bierze pod uwagę tego czynnika” – podsumował.

Mówimy: nie ma sensu niczego zmieniać, bo i tak USA, Chiny itp. będą robić swoje. A to błędne myślenie – zaznacza klimatolog. – I nie pozwala ono doceniać ważnych zmian, które faktycznie zachodzą w np. Chinach czy Indiach. Wbrew powszechnej opinii np. Chiny są świadome tego, że szybko zostaną poważnie dotknięte zmianą klimatu. Podejmują konkretne wyzwania i wydają na nie więcej, niż Europa i USA razem wzięte

Profesor dodał, że w wielu krajach często obserwuje się „podejście wypierające, przerzucające odpowiedzialność na innych”. „Mówimy: nie ma sensu niczego zmieniać, bo i tak USA, Chiny itp. będą robić swoje. A to błędne myślenie – zaznacza klimatolog. – I nie pozwala ono doceniać ważnych zmian, które faktycznie zachodzą w np. Chinach czy Indiach. Wbrew powszechnej opinii np. Chiny są świadome tego, że szybko zostaną poważnie dotknięte zmianą klimatu. Podejmują konkretne wyzwania i wydają na nie więcej, niż Europa i USA razem wzięte. Nie wszystkie ich działania są słuszne, oni także skupiają głównie na energetyce, zapominając o bioróżnorodności. Ale przynajmniej realnie coś zmieniają”.

Profesor przypomina, że problem ma dwa aspekty – równie naglące i równie ważne: kryzys klimatyczny i kryzys bioróżnorodności.

„Dużą przeszkodą, który utrudnia rozwiązywanie problemu ocieplenia jest to, że politycy, którzy jako jedyni naprawdę mają moc, by coś zmienić, biorą pod uwagę chwilowe nastroje społeczne i nie patrzą długookresowo” – mówi naukowiec.

„Przez to, że nie zauważamy zmian w przyrodzie – tego, jak bardzo zdominowaliśmy całą Ziemię, ciągle podejmujemy bardzo ryzykowne, wręcz złe, decyzje. Paradygmat bezwarunkowego wzrostu ekonomicznego, który jest podstawą dzisiejszego świata, jest nie do utrzymania w dłuższym okresie. Dlatego albo go zmienimy, albo zniknie on razem z nami, dlatego, że nasza cywilizacja upadnie” – zaznacza prof. Malinowski.

To wszystko – podsumowuje – „jest bardzo niewygodną prawdą, dlatego zamiatamy ją pod dywan”. „Tymczasem nasza szansa leży w zmierzeniu się z nią. Trzeba ją zaakceptować i nie uciekać przed konsekwencjami, za to dokonywać świadomych wyborów na poziomie politycznym, gospodarczym i na końcu indywidualnym” – podkreśla.

I przypomina: są scenariusze, które dają nadzieję. Mówi o nich np. raport Banku Światowego. „Trzeba wprowadzić podatek węglowy, podatek środowiskowy, może być on neutralny fiskalnie dzięki powszechnej dywidendzie albo kosztem zmniejszenia innych podatków, aby obywatele jak najmniej go odczuli – wymienia. – To są rozwiązania dyskutowane w gronie ekonomistów, mają prototypy, natomiast brakuje społecznej dyskusji i – w dalszej kolejności – odważnych polityków, którzy by je +pchnęli+ dalej. Bo niestety mamy system, który jest zależny od chwilowego poparcia, dlatego mówi się tylko rzeczy, które przynoszą korzyści w krótkiej perspektywie”.

kap/ zan/

Reklama


Dodaj komentarz